Dziś przyszedł czas na
kryjący podkład L'oreal Paris Infallible. Produkt, który ma wiele zalet i kilka wad. Nie wiem od czego zacząć dlatego zacznę od profilu mojej skóry:
Obecnie moja twarz ma lekko przetłuszczający się nos i suchą resztę. Najbardziej odwodniony obszar to ten naokoło oczu i dlatego ważne jest dla mnie, by podkład nie podkreślał tego. Cerę mam gładką, z niewielkimi niespodziankami. Jest natomiast naczyniowa i bardzo łatwo się rumieni. Odcień skóry mam dość jasny, wpadający zdecydowanie w jasne żółte tony.
Co możemy dowiedzieć się od producenta?
"
Infallible znaczy niezawodny. Długotrwały podkład zero kompromisów. Idealna trwałość, komfort i nawilżenie.
Zawiera kompleks z kwasem hialuronowym o właściwościach nawilżających oraz intensywne pigmenty dla perfekcyjnego krycia.
24H trwałości. 24H komfortu.
- Maskuje niedoskonałości
- Odporny na ścieranie
- Bez błyszczenia
- Bez wysuszania
- Bez efektu maski
Co o nim myślę?
Hmm i tu zaczyna się ta trudna część... Produkt zamknięty jest w szklanym opakowaniu z pompką. Wygląda bardzo ładnie, jest dość poręczny a wyciśnięcie go to bułka z masłem. Podkład faktycznie dobrze kryje, u mnie wystarczyła cienka warstwa by zakryć to co chciałam przykryć. Konsystencja mimo, ze wodnista jest trochę tępa i ciężko było mi go idealnie rozsmarować, dlatego łatwo o zacieki. Podkład niestety podkreśla to co suche na mojej buzi, szczególnie widać to w okolicach oczu gdzie podkreślił zmarszczki. Ma wykończenie lekko matowe, ale nie daje mocnego matu. Ja nałożyłam na niego puder. Pierwsze testy poczyniłam idąc na 12h do pracy. I tu wielki plus dla Loreala. Podkład trwał niezmiennie 12h! Nos zaczął mi się świecić po ok 6h ale wystarczyło go zmatowić i dalej makijaż wyglądał nienagannie. Kolejne testy poczyniłam w domu, nosiłam go ok 6 h. Nie dawał uczucia ściągnięcia skóry mimo, że nie jest to lekki produkt. Jak przeglądałam się w lusterku widziałam, że mam na sobie podkład- tego efektu nie lubię. Został poddany próbie również podczas wieczornego biegania. Dał sobie radę z 25 minutowym biegiem. Nie spłynął ale czerwony kolor policzków zaczął spod niego przebijać. Mimo jego trwałości jestem na nie. Dlaczego? Niestety jego odcień to porażka dla mojej skóry. Po nałożeniu był jasnym podkładem wpadającym w beż ale dosłownie po kilku sekundach wybija z niego straszna pomarańcza! Tonowałam ten kolor pudrem w o wiele jaśniejszym kolorze i odpowiednim konturowaniem i rozświetleniem. A i tak czułam się źle w nim chodząc. Mam najjaśniejszy odcień 125 Natulal Rose i dziwne, ze nie świnkuje patrząc na nazwę;) Wnoszę apelację o zmianę nazwy na Natural Orange...
Tak czy inaczej więcej go nie użyje bo mimo bardzo fajnej trwałości kolor jest dla mnie nie do przejścia. Może na opalonej skórze zaprezentuje się lepiej? Niestety sama wątpię w te słowa. Moja przyjaciółka również go testowała i niestety doświadczyła tak jak ja niesamowitej pomarańczy na twarzy.
Może inne odcienie są ok, i nie zmieniają tak koloru? Nie wiem. Dajcie znać jeśli miałyście okazję go testować.