Kto kocha róż tak jak ja ręka w górę? A kto boi się go nakładać? Mam nadzieje, że większość z was jest w grupie uwielbiającej tego małego magika do policzków. Nic nie dodaje tyle uroku, dziewczęcości i świeżości twarzy. Kiedyś był mi obojętny ale teraz widzę jego moc. W tym poście pokażę wam 3 podstawowe metody aplikacji różu do policzków oraz pokaże 2 moje ulubione produkty tego gatunku.
Pamiętajcie, zawsze łatwiej jest dodać niż ująć koloru.Najlepszym sposobem jest stopniowe dodawanie produktu i budować jego intensywność poprzez dokładanie kolejnych warstw. Umiejętne nałożenie produktu odejmie nam lat, wymodeluje buzie, doda blasku.
Jeśli chodzi o aplikację to mogę wyróżnić 3 najbardziej znane metody.
Zacznę od tej, którą sama stosuję codziennie. To tz efekt
Niewinny, daje nam świeży i młodzieńczy wygląd. Kolor nakładamy tylko na jabłko policzka okrężnymi ruchami. Kolor najlepiej jak najbardziej naturalny, ja uwielbiam dodać trochę błysku. Można się odrobinę uśmiechnąć by znaleźć odpowiednie miejsce aplikowania( tą metodę nie stosujemy przy dojrzałych cerach, tu już samemu musimy wyobrazić sobie gdzie powinno być jabłko policzka)
Kolejna metoda tz
Promienna. Bardzo klasyczna i pasuje praktycznie każdemu. W tym sposobie nakładamy róż na jabłko policzka i rozcieramy wzdłuż kości policzkowej. Daje to bardzo subtelny efekt wymodelowania . Do tej metody najczęściej sięgamy po bardziej opalizujące i troszkę mocniejsze w odcieniu róże.
Ostatnia metoda,
Wymodelowana gdzie kości policzkowe zostały subtelnie podkreślone nieco ciemniejszym matowym odcieniem, natomiast na na kość policzkową nakłada się bardziej świeży i jaśniejszy odcień. Nie przepadam za tą metodą bo moim zdanie róż pod kością powinien być zastąpiony po prostu bronzerem(wygląda on o wiele naturalniej)
A teraz kilka słów o moich bohaterach:
1 Nie bez powodu jest na pierwszym miejscu, kupiłam, użyłam i pokochałam. Nigdy nie myślałam, ze róż w kremie może mi się przydać a jednak! Mówię oczywiście o różu od maybelline Dream Touch Blush. Mam odcień 05 mauve i szczerze to najlepsze co mnie spotkało:) Bardzo lekka konsystencja świetnie wtapia sie w skórę( nawet nałożony już na puder daje sobie radę). Rozprowadza się pięknie bez smug i zacieków. Daje efekt naturalnego rumieńca. Nie jest ani matowy ani błyszczący, ma w sobie jakby opalizujące drobinki, które dają lekko wilgotny efekt. Do tego bardzo trwały i wydajny:) Na KWC zbiera również bardzo dobre opinie
<KLIK>. Jedyny minus to szklany pojemnik i cena ale od czego mamy -40% w rossmanie na kosmetyki kolorowe prawda?:)
2 Na drugim miejscu w moim sercu zasiada
Terracotta blush on 07. Pisałam o nim już w 2012 roku <KLIK> i już wtedy go bardzo lubiłam. Obecnie wrócił do łask i również bryluje na moich policzkach. Piękny łososiowy delikatny kolor i mnóstwo bardzo subtelnych drobin które tańczą radośnie w słońcu. Nie da się z nim przesadzić. Czasem stosuję go jako dodatkowe rozświetlenie do różu w kremie maybelline. Kosztuje ok 25 zł i wart jest moim zdaniem każdej złotówki. Ja zaopatruję się w niego tutaj
<KLIK>
Mimo, że są standardy nakładania róży to warto eksperymentować by odkryć to w czym czujemy się najlepiej. Makijaż dlatego mnie tak fascynuje, bo jest na niego milion sposobów a do tego każdy jest dobry. Kolory, faktury, wykończenie, układ na twarzy... nie ma ścisłych reguł, są jedynie ramy które mogą nam pomóc ale na pewno nie ograniczają. Czy to nie jest piękne?
Zachęcam was do zabawy z różem to naprawdę cudotwórca:D